Drugi kwartał 2022 roku na giełdzie warszawskiej przyniósł pogłębienie spadkowych tendencji kształtujących negatywny obraz rynku, obrazowany przez deprecjacje wszystkich głównych indeksów obliczanych i publikowanych przez GPW Benchmark S.A. (administratora wskaźników referencyjnych dla naszego krajowego rynku).
Indeks szerokiego rynku WIG zakończył czerwcowe notowania na poziomie 53.573,42 pkt, zniżkując w skali kwartału o 17,5 proc. Indeks WIG20 w porównaniu z końcem marca obniżył swoje notowania o 20,5 proc. osiągając poziom 1.695,97 pkt. Nieco mniejszy spadek odnotowano na indeksie średnich spółek mWIG40, który zakończył kwartał z wynikiem 4.069,37 pkt, tj. 14,8 proc. poniżej wartości odnotowanej na ostatniej sesji marcowej. Przyspieszenie fali spadkowej, zapoczątkowanej w listopadzie ubiegłego roku, spowodowane było przede wszystkim rosnącymi obawami inwestorów związanymi z rozpędzającą się inflacją oraz zawirowaniami na rynkach towarowych wywołanymi przez konflikt na terenie Ukrainy. Negatywny sentyment jest przy tym zjawiskiem globalnym, bowiem trudno jest wskazać rynek giełdowy, który w analizowanym okresie oparł by się spadkom. Nie zmienia to faktu, że polska giełda jest jedną z najsłabszych, bowiem od początku roku analizowane krajowe indeksy straciły już ok. jednej czwartej swojej wartości, podczas gdy np. niemiecki DAX czy amerykański S&P500 zniżkował o ok. 20 proc. Dodatkowych faktorem stymulującym niechęć inwestorów, szczególnie zagranicznych, do zwiększania ekspozycji na polski rynek jest słabnąca złotówka, która istotnie zmniejsza spodziewaną rentowność inwestycji nad Wisłą w przeliczeniu na dolary czy euro.
Nie da się polemizować z twierdzeniem, że obserwowane spadki mają charakter fundamentalny, a nie jedynie techniczny (korekcyjny) czy spekulacyjny (gra na spadki). Wynika to między innymi z faktu, iż rosnąca inflacja wpływa na wzrost rynkowych stóp procentowych, co automatycznie przekłada się na wzrost stóp dyskontowych wykorzystywanych w dochodowych modelach wyceny akcji, wpływając jednocześnie na zmniejszenie ich wyceny, co skutkuje masowym obniżaniem rekomendacji dla polskich spółek przez biura maklerskie. Jednak, przynajmniej część notowanych na krajowym parkiecie spółek, jest w stanie wykorzystać otoczenie inflacyjne do transmisji wzrostu kosztów na swoich klientów i proporcjonalnego zwiększenia cen swoich produktów i usług, a co za tym idzie także zysków. Tendencja ta szczególnie silnie uwidoczniła się w przypadku spółek paliwowych i pozostałych surowcowych, które w I kwartale bieżącego roku, w porównaniu z I kwartałem roku poprzedniego, zaraportowały istotny wzrost wszystkich pozycji wynikowych. Przykładem może być PGNiG, które w pierwszych trzech miesiącach tego roku zarobiło 4,1 mld zł w porównaniu z 1,7 mld zł w I kwartale 2021 r. (wzrost rok do roku o 134 proc.), czy PKN Orlen, który w tym samym ujęciu odnotował wzrost zysku o 50 proc. (z 1,9 mld zł do 2,8 mld zł). Uważny inwestor może dostrzec w takim otoczeniu rynkowym wybiórczą okazję inwestycyjną, bowiem rosnące zyski niektórych spółek powinny przełożyć się na wzrost wypłacanych przez nie w przyszłości dywidend, co po znaczących spadkach kursów przekłada się na znacznie bardziej atrakcyjną relację dywidendy do ceny płaconej za akcję (tzw. stopy dywidendy). Już bowiem przy obecnym poziomie dywidend i kursów akcji stopa dywidendy w wielu przypadkach przewyższa rentowność obligacji czy oprocentowanie lokat bankowych.